czwartek, 30 stycznia 2014

Chwila dla twarzy #2

W ostatnim poście z tej serii (o ile można już mówić o serii), Panna Pedantka przypomniała o jednym sposobie na zaskórniki. O maseczce z sody słyszałam już dawno temu, jednak nigdy wcześniej jej nie próbowałam.

Najwyższy czas to zmienić!



Na oczyszczoną skórę twarzy nałożyłam maskę zrobioną z łyżeczki sody wymieszanej z łyżeczką wody. Papkę trzymałam na twarzy przez 20 minut. Przez ten czas soda zaschła na twarzy, dzięki czemu przed zmyciem, zsypałam nadmiar, następnie przemyłam twarz wodą. Twarz była trochę przesuszona (nietłusta), więc nałożyłam kwas hialuronowy i olejek z wiesiołka.

Twarz faktycznie wyglądała na lepiej oczyszczoną, zaskórniki nie znikły, ale myślę, że przy regularnym stosowaniu można skutecznie pozbyć się nieprzyjaciół.

Plusem takiej maseczki na pewno jest cena (soda kosztuje grosze!) i możliwość wykonania nią delikatnego peelingu. Ot, taki produkt 2 w 1.


Pozdrawiam
post signature

wtorek, 28 stycznia 2014

Jak chronię ręce przed mrozem?

Hej, hej, hej!
Nie wiem jak Wy ale ja się cieszę, że w końcu temperatura spadła poniżej zera :). Jednak nos i dłonie potrafią to odczuć.
Już kiedyś pisałam jak można zadbać o dłonie w zimę (KLIK). Dzisiaj napiszę jak teraz chronię je przed zimnem.

Oczywiście ciepłe rękawiczki są ważne i nie można o nich zapominać wychodząc z domu, oprócz tego niemożna zapominać o  nawilżeniu.

Na moich rękach mróz najbardziej daje się we znaki skórkom wokół paznokci i grzbietom dłoni, które łatwo stają się szorstkie.

Aby temu zapobiec zaopatrzyłam się w maść z witaminą A, dobry krem do rąk i masło mango (niestety rafinowane ale też daje rade), pod ręką mam też zawsze krem Nivea, który kupiłam bardziej z myślą o impregnacji butów niż rąk.


Maść z witaminą A kupiłam w drogerii Hebe za ok. 3 zł i muszę przyznać, że pomimo mnogości parafiny w każdej możliwej formie, bardzo dobrze się wchłania. Nie bójcie się parafiny w zimę, ona naprawdę potrafi zabezpieczyć skórę.
Maści używam głównie do skórek i po powrocie do domu ze spaceru lub uczelni.


Krem z Yves Rocher, to mój ulubiony krem, który sprawdza się przez cały rok i gorąco Wam polecam wypróbowanie kremu z arniką. Mam go zawsze w torebce.
Na uczelni mam jeszcze krem z mocznikiem z Isany, który też daje radę, jednak mam wrażenie, że lepiej spisywał się jesienią niż teraz.

Masła używam wieczorem przed spaniem. Ma stałą konsystencję, jest twarde i słabo się wchłania, ale nie ściera się szybko więc pozostaje na długo na naszej skórze, nie brudząc pościeli.

Od biedy sięgam po krem Nivea, głównie dlatego, że łatwo i szybko się rozsmarowuje (w przeciwieństwie do masła które najpierw trzeba rozgrzać w dłoniach).

A jak Wy zabezpieczacie swoje ręce przed mrozem?

Pozdrawiam
post signature

niedziela, 26 stycznia 2014

Czyścimy srebro


Szczególnie w Krakowie, czystość powietrza odbija się na naszej biżuterii, która szybko pokrywa się patyną. Dzisiaj sprzedam wam kilka domowych sposobów jak pozbyć się tej nieszczęsnej warstewki.


          Soda oczyszczona          
Sodę oczyszczoną rozpuszczamy w gorącej wodzie, tak by uzyskać roztwór nasycony (tzn. rozpuściło się tyle ile mogło, a kolejna porcja sodu już się w wodzie nie rozpuści), a nawet przesycony. Wrzucamy do tego roztworu naszą biżuterię i zostawiamy na noc. Rano w razie potrzeby przecieramy jeszcze srebro wykrystalizowaną ponownie sodą. Nie każdy brud usuniemy w ten sposób. Są takie rodzaje patyny, które nie rozpuszczą się w sodzie, natomiast, tłuszcz, łój, martwy naskórek, kurz odejdą ładnie od srebra i kryształków.

Z sody można również zrobić pastę, dodając do niej trochę wody i taką pastą delikatnie przecierając srebro. Można jednak porysować powierzchnię, pastą trudniej dostać się w jakieś zakamarki.

          Folia aluminiowa          
Pamiętam jak w dzieciństwie w Telezakupach reklamowali "Super maty do czyszczenia srebra", wystarczyło włożyć ją do zlewu, zalać gorącą wodą i dosypać soli. Viola! za ciężkie pieniądze możemy idealnie wyczyścić srebro. Tylko, że ten sam efekt uzyskamy, dzięki folii aluminiowej. Zasada jest dokładnie ta sama. Tworzymy półogniwo. Folię aluminiową wkładamy do pojemnika, zalewamy wrzątkiem i dosypujemy soli, sporo, ale tak by cała sól się rozpuściła. Następnie wrzucamy srebro. Efekty widać natychmiast.
Pamiętajmy, że na początku reakcja będzie zachodzić szybko, z czasem jednak będzie zachodzić coraz wolniej, bo potencjał reakcji będzie malał.



Srebrny pierścionek był pokryty siarczkiem srebra (akurat nie z powietrza wzięła się ta siarka). Po oczyszczeniu, nie ma śladu siarczku. Folia aluminiowa natomiast pożółkła.



post signature

niedziela, 19 stycznia 2014

To co w roślinach najcenniejsze- Witaminy

Chyba każdy wie, że witaminy są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. A wiecie, że nazwy "Witamina" użył jako pierwszy polski botanik Kazimierz Funk w 1911 roku.

Witaminy to związki potrzebne do prawidłowego przebiegu funkcji życiowych, których organizm nie potrafi sam wytworzyć i muszą być dostarczane w gotowej postaci, jako prowitaminy. Wchodzą w skład enzymów, jako ich niebiałkowa część. Witaminy dzieli się na rozpuszczalne w tłuszczach (A, D, E, K, F) oraz rozpuszczalne w wodzie (C, witaminy z grupy B).


Witamina A (akseroftol, retinol)- sprzyja normalnej przemianie materii i odgrywa istotną rolę w procesach widzenia. Witaminę A znajdziemy w wątrobie i tranie. W roślinach występuje w postaci karotenu (pomarańczowego barwnika). Jej niedobór może powodować zaburzenia widzenia. Jest też niezbędna do prawidłowej pracy naskórka.
Retinol (wiki)
Dobowe zapotrzebowanie: 1-2 mg

Witamina B1 (tiamina, aneuryna)- jest koenzymem istotnym w cyklu Krebsa. Znajdziemy ją w mleku, drożdżach i mięsie. Jest też syntezowana przez bakterie obecne w przewodzie pokarmowym człowieka. Jej niedobór powoduje chorobę beri-beri, która jest szczególnie niebezpieczna dla kobiet karmiących piersią (mleko jest toksyczne dla dziecka).
Dobowe zapotrzebowanie: 1,5-2 mg

Witamina B2 (rybloflawina)- jest obecna w wątrobie, jajach kurzych, mleku, drożdżach, kaszy gryczanej, grochu, otrębach zbożowych, szpinaku, pomidorze i szczypiorku. Wchodzi w skład enzymów ściśle związanymi z oddychaniem komórkowym. Ryboflawina uważana jest za regulator poziomu cukru i azotu w organizmie. Poprawia przemianę materii i reguluje czynności naczyń włosowatych, skóry, wątroby, błon śluzowych i ośrodkowego układu nerwowego.
Dobowe zapotrzebowanie: 2-3 mg

Witamina PP (niacyna, nikotyamid)- to w dalszym ciągu witamina z grupy B. Znajdziemy ją w wątrobie i mięsie, orzeszkach ziemnych otrębach pszenicy i ryżu, warzywach, owocach i kaszy gryczanej. Niacyna reguluje procesy żołądka, poprawia pracę wątroby. Jest produkowana z odpadów przemysłu tytoniowego.
Dobowe zapotrzebowanie: 20-25 mg

Witamina B6 (pirydoksyna)- znajdziemy ją w drożdżach, ziarnach zbóż, bananach, kukurydzy i warzywach strączkowych. Reguluje działanie układu nerwowego. Niedobór wywołuje zmiany w szpiku i skórze.
Dobowe zapotrzebowanie: 2-3 mg

Witamina H (biotyna)- witamina z grupy B, która bierze udział w metabolizmie dwutlenku węgla. Jest obecna w drożdżach, grochu, bobie, cebuli, kalafiorze i grzybach. Niedobór tej witaminy, może doprowadzić do zapalenia skóry z łuszczeniem się (szczególnie u małych dzieci), wypryski, wypadanie włosów, objawy niedokrwienia i podwyższenie cholesterolu.

Wiki
Dobowe zapotrzebowanie: 0.015-0,3 mg

Witamina B11 (kwas foliowy)- jest obecna w drożdżach, wątrobie, mleku, pszenicy, ryżu, kukurydzy, bobie, fasoli, szpinaku, pomidorze. Łatwo ulega rozkładowi podczas obróbki cieplnej. Kwas foliowy bierze udział w syntezie podstawowych aminokwasów (metioniny, seryny, cysteiny i in.). Niedobór tej witaminy może powodować niedokrwistość.
Wiki

Dobowe zapotrzebowanie: 0,3-0,4 mg

Witamina B12 (cyjanokobalamina)- wraz z kwasem foliowym jest niezbędna przy syntezie aminokwasów, leukocytów i erytrocytów. Znajdziemy ją głównie w wątrobie i mięsie. Jest stosowana do leczenia anemii złośliwej.
Dobowe zapotrzebowanie: 0,003-5 mg

Witamina C (kwas askorbinowy)- obecna w owocach dzikiej róży, rokitnika, orzechach włoskich, czarnej porzeczce, chrzanie, kapuście i ogórkach kiszonych. Zwiększa krzepliwość krwi, sprzyja regeneracji tkanek (pobudza tworzenie się kolagenu), uczestniczy w tworzeniu hormonów. Kwas askorbinowy jest trwały tylko w środowisku kwaśnym.
Dobowe zapotrzebowanie: 50-100 mg

Witamina P (rutyna)- działa synergicznie z witaminą C, zmniejszając kruchość naczyń krwionośnych. Znajdziemy ją w owocach dzikiej róży i rokitnika, niedojrzałych orzechach włoskich, owocach czarnej porzeczki i w wiśniach.


Witamina D (kalcyferol)- znajdziemy ją głównie w produktach pochodzenia zwierzęcego i grzybach. Powstaje ze zgromadzonych w skórze pochodnych cholesterolu pod wpływem promieniowania słonecznego.  Jest stosowana do leczenia ran, oparzeń, chorób skórnych.
Dobowe zapotrzebowanie: 0,01-0,02 mg

Witamina E (tokoferol)- znajdziemy w zielonych częściach roślin i w olejach, mleku, mięsie, jajach. Jest aktywnym przeciwutleniaczem. Stosuje się ją przy zaburzeniach miesiączkowania, zaniku mięśni, zapaleniach mięśniowych i skórnych. Niedobór wit. E może powodować rozdrażnienie, słabszą koncentrację, rogowacenie i wcześniejsze starzenie się skóry, gorsze gojenie się ran, bezpłodność, niedokrwistość.
Wiki
Dobowe zapotrzebowanie: 10-20 mg

Witamina F- to nienasycone kwasy tłuszczowe, występujące w olejach roślinnych.

Witamina K (filochinon)- bierze udział przy tworzeniu protrombiny i jest syntezowana przez bakterie obecne w jelitach. Oprócz tego znajdziemy ją w zielonych liściach kasztana, pokrzywy, lucerny, szpinaku, w kapuście i zielonych pomidorach. Sprzyja regeneracji tkanek i ma działanie przeciwbólowe. Rozkłada się pod wpływem promieniowania słonecznego.
Dobowe zapotrzebowanie: 0,05-1 mg


post signature
 źródła:
1.  wikipedia.pl
2.  Krystyna Bonenberg, Rośliny użyteczne człowiekowi, Warszawa 1988
3.  Marzena popielarska, Słownik biologiczny, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 2003
4.  P. Czikow, J. Łapitiew, Rośliny lecznicze i bogate w witaminy,PWRiL, Warszawa 1988



Zobacz również:
Substancje czynne w roślinach

czwartek, 16 stycznia 2014

Chwila dla twarzy #1

Witam Was, w pierwszym poście z nowego cyklu.
Wspominałam ostatnio na Facebooku, że się przeziębiłam. Wymusiło to na mnie powrót do OCMu. Czyli zmywania twarzy za pomocą oleju rycynowego wymieszanego z innym.
Dlaczego wymusiło? No cóż, OCM zawsze wspieram parówką, która jest idealnym sposobem na inhalację, szczególnie w połączeniu z olejkami eterycznymi.


To nie był jednak typowy OCM. Zależało mi głównie na inhalacji, więc przed rozpoczęciem przygotowałam twarz, zmywając makijaż biedronkowym micelem i dodatkowo robiąc delikatny peeling cynamonowy.
Wrzątek przelałam do miseczki, która wielkością pasuje, do wielkości mojej twarzy.
Pozwoliłam delikatnie wodzie przestygnąć, tak by olejki nie parowały zbyt intensywnie i dodałam po kropli olejku Ylang-Ylang i goździkowego. Ten pierwszy, to moja nowość i chciałam go wypróbować, ma także właściwości tonizujące, ten drugi odkaża i jest pomocny przy przeziębieniu i kaszlu.

Teraz już wiem, że to połączenie nie było zbyt trafione. Ylang-Ylang, cobyście o nim nie czytały, jest niezwykle intensywny i śmierdzi. Nie, nie... to nie jest moja nuta zapachowa. Olejek goździkowy, zapach ma piękny i całkiem dobrze komponuje się z Ylang-Ylang, jednak jest gęsty i dużo cięższy od wody, przez co w parówce był praktycznie niewyczuwalny. Aby poradzić sobie z tym problemem, musiałam do parówki dodać także, odrobiny żelu pod prysznic.

Na twarz nałożyłam olej rycynowy wymieszany z olejem z wiesiołka i rokitnika, w proporcjach mniej więcej 1:2:1. Żeby zwiększyć intensywność parówki, odgrodziłam się od świata ręcznikiem.

W kolejne dni, nie robiłam już peelingu przed parówką, ale również zmywałam makijaż. Olejki zastąpiłam sprawdzonymi- pichtowym i rozmarynowym, które pozwoliły mi choć na chwilę udrożnić nos. Oleje pozostawiłam te same.

Po tygodniu takich zabiegów twarz jest gładka i dobrze oczyszczona. Może nie pozbyłam się wszystkich zaskórników, ale cera wygląda nieco lepiej. Chciałabym też napisać, że inhalacje pomogły uporać się z katarem, ale to imbir, który jadłam na potęgę, miał największy udział w moim wyzdrowieniu.


A co wy zrobiłyście w tym tygodniu dla swojej twarzy?

Pozdrawiam
post signature

wtorek, 14 stycznia 2014

DIY: ocieplamy czapkę

Cześć wszystkim. Już jakiś czas temu udało mi się kupić tanio czapkę. Problem polegał na tym, że czapka jest ażurowa i przy mocniejszym wietrze przestaje spełniać swoją funkcję jako izolatora ciepła. Wpadłam na pomysł jak ją ocieplić, ale zwlekałam z tym i zwlekałam, aż doczekałam się kurtki z kapturem i ocieplać jej już nie muszę.

Pomysł swój Wam opiszę, bo może się okazać przydatny.

Cel: 

ocieplić czapkę jak najniższym kosztem.


Potrzebne materiały:

Stary, nielubiany sweter/ polar o szerokich rękawach (dobrze gdyby był rozciągliwy)
          albo
stara opaska wełniana (bawełniana, byle by nie zjeżdżała z głowy)
          albo
stara brzydka czapka (stosunkowo cienka i bez pompona)

Nici lub włóczka (najlepiej w kolorze naszej czapki)

Igła

Nożyczki


Wykonanie

(1)
Rękaw ucinamy tak by uzyskać "opaskę" o odpowiadającej nam szerokości. Mi najbardziej przeszkadza wianie po uszach więc ucięłabym rękaw, powyżej części ściągającej na szerokość ok 10 cm. Ewentualnie wycięłabym pasek o takiej szerokości z "pleców" swetra i zszyła go tak by uzyskać nieuciskająca głowy opaskę.

(2)
Przymierzam opaskę do czapki tak aby zaczynała się 2-3 mm nad jej rantem i przeszywam w kilku miejscach (5 będzie ok). Nie ma sensu przyszywać opaski dokładnie. Szczególnie jeśli używamy nierozciągających się nici.

(3)
Przymierzamy i sprawdzamy czy czapka jest wygodna. W razie potrzeby wykonujemy poprawki i podszywamy opaskę od góry.

(4)
Starą czapkę wkładamy do ocieplanej i układamy, tak by nie było żadnych zmarszczek, przeszywamy od dołu tak jak opaskę i sprawdzamy czy to nam odpowiada. Możemy przeszyć dodatkowo w jednym miejscu od góry.

(5)
Pozostało już tylko przetestować ocieploną czapkę.


Trzymajcie się ciepło
post signature

niedziela, 12 stycznia 2014

Dlaczego czasem warto wydać więcej na olej?

Często jest tak, że drogie kosmetyki mają swoje tańsze odpowiedniki, a czasem te odpowiedniki spisują się nawet lepiej od oryginału. I wydawałoby się, że z większością rzeczy tak będzie.



Ok, kiedyś nie wierzyłam, że może być różnica w właściwościach oleju, inna niż zapach. Skoro olej kokosowy nierafinowany okazał się genialny, jako olej na włosy, twarz, ciało, a nawet jako półprodukt do kremu, to z rafinowanym też tak będzie.

Prawda okazała się brutalna.

Mój pierwszy olej kokosowy, kupiłam w Almie, 200 ml za ok 20 zł. Piękny zapach, wygodny słoiczek, działanie- rewelacja. Miałam go przez pół roku i nic się z nim nie stało. Doskonale mieszał się z innym olejami. Gęstniał, tworząc przyjemne masełko, bez grudek, w białym kolorze.

Siostra w sumie, też się szarpnęła na organiczny olej kokosowy (pierwsze zdjęcie) i przez prawie 2 lata nadawał się do użycia. Nie, nie był trzymany w lodówce.

Słoiczek nie wygląda rewelacyjnie, ale używałam go wiele razy po wykończeniu oleju.

Miałam wtedy naprawdę zniszczone włosy i efekty nakładania tego oleju było widać niemal natychmiast, skalp przestał się tak przetłuszczać, włosy stały się wygładzone i błyszczące. Szalona nakładałam go również na twarz. Może lekko pozapychał, ale kolor cery się wyrównał, twarz była promienna. Ciało też było wdzięczne, za każdy kontakt z tym olejem, szczególnie po wymieszaniu go, z olejem z rokitnika.

Smutno mi było po zdenkowaniu, więc szybko zaopatrzyłam się w następny. Zaoszczędzę, pomyślałam, kupię rafinowany, 0.5l za 16zł. Toż to to samo. I jedno i drugie olej kokosowy, a rafinowany dłużej posiedzi.
Pff... Nic bardziej mylnego.

Kupiłam rafinowany z KTC. Czego się mogłam spodziewać, nie miał żadnego zapachu, konsystencja stała, ale nie taka masełkowata jak jego poprzednika, biały. Działanie nie było już tak rewelacyjne. Dobrze się spisywał na włosach, po wymieszaniu go z olejem z rokitnika. Na twarz już go nie nakładałam. Czym byłam bardzo zaskoczona, ciało nie było już tak zadowolone. Myślałam, że po prostu skóra ma teraz inne potrzeby.

Najgorzej się jednak spisywał w kosmetykach. Namiętnie dodawałam go do balsamów do ust. I co? po pewnym czasie w balsamie zaczęły się pojawiać grudki. Na początku nie myślałam, że to olej kokosowy, przecież ten z Almy się tak nie zachowywał. Dopiero jak zobaczyłam w słoiku w jaki sposób rozpuszcza się pod wpływem ciepła ten z KTC, zrozumiałam.

Jakby tego było mało, zjełczał po kilku miesiącach. Zrobił się żółty i zaczął pachnieć, nie jak zjęczałe masło, trochę tak sztucznie, jak podgrzane tworzywo sztuczne. Nie wiem jak to określić.


A morał z tej historii taki: Skąpy dwa razy płaci.


Kupując drogi olej, płacimy za jego jakość. Organiczny/ tłoczony na zimno/ nierafinowany ma więcej substancji czynnych i jest bardziej cenny. Efekty używania takiego oleju będą o niebo lepsze niż rafinowanego.
W przypadku tanich olei zapewne oszczędza się również na transporcie i przechowywaniu, a to jednak są ważne czynniki, wpływające na trwałość oleju już w naszych domach.
Drogi olej jest w lepszym, wygodniejszym opakowaniu (które może posłużyć nam jeszcze nie raz po zdenkowaniu oleju) i wcale nie musi być tak, że będzie mniej trwały od jego rafinowanego odpowiednika.
I w końcu zapach, który może nie w każdym oleju, ale kokosowym, jest bardzo pożądany :)


Więcej na olejach oszczędzać nie będę. Dziękuję.
post signature

czwartek, 9 stycznia 2014

Nowy cykl

Jak wiecie co czwartek staram się pokazywać jaką nową fryzurę. Fryzury jakie pokazuję są jakie są, raz lepsze, raz gorsze. Postanowiłam więc, że zmniejszę częstotliwość pojawiania się postów z cyklu Spotkanie z grzebieniem. Liczę, że odbije się to na lepszej jakości pokazywanych fryzur.

Ale nie oleję czwartkowych postów. Co dwa tygodnie będą się pojawiać posty z fryzurami, przeplatane pomysłami na pielęgnacje twarzy :)

Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatnimi miesiącami włosy zaabsorbowały mnie tak bardzo, że całkowicie zapomniałam o twarzy. I ten cykl ma to zmienić.


W czwartki będę opisywała, co w danym tygodniu zrobiłam dla swojej cery i jak twarz to przyjęła. Rozwinę tym samym zakładkę DIY, w której już dawno nie pojawiły się nowe pomysły.

Tak więc za tydzień możecie się spodziewać pierwszego postu z nowego cyklu, a za dwa- nowej fryzury.


Dzisiaj zacznę jednak od przedstawienia jak mniej więcej wygląda moja pielęgnacja.

Oczyszczanie
Płyn micelarny z Biedronki i/lub żel do mycia twarzy Yves Rocher rumiankowy

Peeling
Jak już to sól wymieszana z mydłem Aleppo 22% (które, nomen omen nie sprawdziło się na mojej twarzy) lub peeling z cynamonu i cukru opisany TU

Maska
brak

Nawilżenie rano
pod oczy kwas hialuronowy 1,5% z ZSK
serum z witaminą C i kwasem felurowym z biochemii urody
na twarz i szyję krem brzozowo-nagietkowy z betuliną z Sylveco

Nawilżenie wieczorem
Olej z wiesiołka lub rokitnika lub krokosza (nowy nabytek) z kwasem hialuronowym.



post signature