Dzisiaj post trochę nietypowy, bo
recenzja, bo o kolorówce. Mimo, że maluję się od liceum, to jest już od blisko
8 lat, nie czuję się ekspertem w dziedzinie makijażu. Owszem wiele w swoim
życiu kosmetyków wypróbowałam, w tym ogromną liczbę tuszy, ale nigdy do tej
pory nie miałam okazji wyrazić obiektywną opinię na temat jakiegokolwiek
kosmetyku.
Jednak wiele dziewczyn wykazało
zainteresowanie tuszem, o którym pisałam przy okazji posta zakupowego.
KOBO Black Perfection
Pierwszy raz miałam styczność z
tą marką, chociaż o cieniach i pigmentach słyszałam wiele dobrego.
Opis
producenta:
„Formuła wzbogacona potrójnie czarnym
barwnikiem, ekstraktem z wiśni japońskiej oraz naturalnymi woskami i
polimerami, które:
·
Pokrywają rzęsy intensywnym kolorem głębokiej czerni.
·
Wyraźnie rozdzielają rzęsy.
·
Nadają im zdrowy wygląd i piękny połysk.
·
Nawilżają rzęsy
·
Chronią je przed szkodliwym działaniem promieni
słonecznych.”
Moja
opinia:
Tusz kupiłam w Naturze, na
promocji kosztował mnie niecałe 10zł (cena regularna ok 20zł). Nie jest to
najdroższy tusz, nienajlepszy i nienajgorszy, typowy średniak. Dobrze sprawdzi
się u osób mało wymagających, lubiących delikatne, naturalne makijaże.
A dlaczego naturalne? No cóż, to
jest tusz, który nie skleja rzęs, ale tylko przy jednej warstwie, wydłuża i za
bardzo nie pogrubia. Przy dwóch warstwach mamy efekt pogrubienia, polegający na
zlepieniu się ze sobą rzęs.
Jeśli chodzi o konsystencję, to na początku tusz wydaje
się być niezbyt gęsty, na szczoteczkę nabiera się odpowiednia ilość tuszu,
łatwo go rozprowadzić na rzęsach i nie skleja ich. Jednak tusz bardzo szybko zaczyna
wysychać i ilość tuszu na szczoteczce systematycznie się zwiększa. Coraz
trudniej także operować szczoteczką tak by idealnie pomalować rzęsy.
Zwykła szczoteczka
o niewymyślnym, powiedziałabym- tradycyjnym kształcie. Nie ma problemu z
pomalowaniem pojedynczych, drobnych rzęsek. Jednak wraz z gęstnieniem
konsystencji coraz trudniej pomalować się tą szczoteczką dokładnie.
Kolor
jest czarny, przy dobrym świetle lekko wpada w bordo. Nie jest to czerń, jaką
znamy z Satin Black Maybelline, ale
na oku ta czerń wygląda przyjemnie i nie daje teatralnego wyglądu.
Z jednej strony jest trwały i
spokojnie wytrzymuje na rzęsach przez cały dzień, nie osypuje się. Z drugiej nie sprawia trudności przy zmywaniu,
schodzi z oka całkowicie przy użyciu delikatnych środków myjących. Dla mnie to
jest plus, bo nie muszę poświęcać godziny na demakijaż.
Jeśli chodzi o efekt uzyskany na oku, to tak jak już wcześniej
wspomniałam nie pogrubia on rzęs przy jednej warstwie, a przy dwóch lubi
sklejać rzęsy. Podkręca je i utrzymuje skręt przez cały dzień (bez użycia
zalotki) - U MNIE, bo to jak podkręci i jak ten skręt utrzyma jest sprawą
indywidualną, mi tylko niektóre tusze nie utrzymują takiego efektu (co z resztą
od razu je dyskwalifikuje bo nie lubię zalotek). Efekt zależy
też od świeżości tuszu, im nowszy tym lepiej prezentuje się na rzęsach.
Opakowanie-
proste, eleganckie, trwałe. Napisy nie zdzierają się. Jednak nazwałabym je…
podatne na ubrudzenia, w mig łapie brud i kurz, na czym traci estetyka. Pojemność- 10ml, czyli całkiem sporo. A nawet za dużo biorąc pod uwagę fakt, jak szybko traci odpowiedzią konsystencję i właściwości.
Podsumowując:
Tusz dla niewymagających
konsumentek, lubiących delikatne makijaże. Do plusów można zaliczyć na
pewno łatwość demakijażu, cenę, szczoteczkę i trwałość.
Jednak minusem jest szybkość z jaką
tusz zmienia swoje właściwości, tusz mam i używam od ponad miesiąca i patrząc
na tempo zmian konsystencji, niedługo będę jeszcze się z nim bawić. Jak wszystkie
kosmetyki KOBO, minusem jest też dostępność (drogeria Natura). Skleja rzęsy.
Nawiązując do opisu producenta, „potrójnie
czarny barwnik” nie sprawia, że tusz jest najbardziej czarnym na rynku. Wyraźnie
rozdziela rzęsy tylko na początku, kiedy jest świeży. Nie doszukałam się
składu tego tuszu, więc nie wiem ile faktycznie jest tego ekstraktu z wiśni (żeby
było egzotycznie) japońskiej, na ile chroni przed promieniami UV, a na ile to
ściema. Nie zauważyłam, żeby moje rzęsy się wzmocniły, a używam go codziennie
od ponad miesiąca.
Używałyście kiedyś kosmetyków KOBO? Co o nich sądzicie?
Pozdrawiam,
M.
Nigdy nie stosowałam, zwłaszcza że się nie maluję ale fajnie to wygląda na twoich oczach :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji używać KOBO ;)
OdpowiedzUsuńJa również nigdy nie miałam nic KOBO. Bardzo ładnie wygląda na Twoich rzęsach. Szkoda tylko, że tak jak piszesz szybko zmienia konsystencję. Ja też się ostatnio natknęłam na bubel, jeśli jesteś ciekawa, zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńMoże nie od razu bubel, miałam gorsze, ale to jest duża wada i pewnie nie kupię go więcej.
UsuńJa uważam, że daj całkiem fajne rezultaty, może się skuszę, bo efekt sam w sobie jest bardo kuszący :)
OdpowiedzUsuńŁadnie wygląda na rzęsach :)
OdpowiedzUsuńśrednio byłam z niego zadowolona...
OdpowiedzUsuń